ZIELONA DROGA ♡balansowanie ciała,umysłu i duszy♡
775 subscribers
658 photos
126 videos
6 files
1.93K links
Zdrowe odżywianie,oczyszczanie,informacje dla ciała i duszy😁
Download Telegram
Dla wszystkich Mam❤️

MATCZYNA RANA

Matczyna rana to najgłębsza rana, jakiej możesz dorobić się w życiu i jaką możesz zafundować swojemu dziecku.
Dlaczego największa i najgłębsza?
Bo będzie odbijać się na tobie do końca życia, w każdej niewygodnej sytuacji.
Będzie projekcją na wszystko to, co zafunduje ci życie i dopóki nie stawisz jej czoła i nie uleczysz jej – co wymagać będzie czasu i wysiłku – nie pozwoli ci korzystać z życia pełną piersią.

Matczyna rana to emocjonalny brak matki we wczesnych latach życia dziecka.
Powstaje nawet wtedy, gdy fizycznie matka jest dostępna dla dziecka, natomiast wibracyjnie nie jest do niego dostrojona, a więc emocjonalnie nie jest związana z dzieckiem. Powodów takiego nieprzyjemnego doświadczenia może być wiele, a głównym z nich jest fakt, że jest to powtórzenie doświadczeń matki ze swoją matką, a więc dystans emocjonalny jest wyuczony. Może też być efektem braku potrzeby spełnienia się w macierzyństwie w ogóle lub w danym czasie.
Matczyna rana może przyczynić się do budowania toksycznych relacji w przyszłości. Może być przyczyną popadania w uzależnienia lub szukania sposobów na ujście emocji, które nie zawsze są dobre i zdrowe. Może zniszczyć samoocenę i tym samym zrujnować życie.
Możne gnębić i sprawiać przykrość.

Jak uleczyć Matczyną Ranę?
Oto 7 kroków do uwolnienia.

Na wstępie musisz zrozumieć swoją relację z matką i ustalić raz na zawsze, że owszem, sprowadziła cię ona na świat, masz jej geny i powtarzasz jej błędy, ale możesz odciąć emocjonalną pępowinę i zmienić swój sposób postępowania.
Musisz rozpocząć budowanie siebie od nowa, bez względu na relację z matką.

Krok 1 - To nie twoja wina.
Uznaj, że nieobecność emocjonalna twojej matki to nie twoja wina. To jest jej sprawa i nie możesz brać za to na siebie winy. Prawdopodobnie nie umiała postąpić inaczej – to nie dlatego, że nie byłeś wystarczająco dobry, niewystarczająco wspaniały i niewystarczająco kochany.
Nie można brać odpowiedzialności za osobę dorosłą, a taką niewątpliwie była/jest twoja matka.
Każde dziecko zasługuje na uwagę i miłość.

Krok 2 - Zobacz swoją matkę taką, jaka jest, a nie taką, jaką chciałbyś, aby była.
Przestań idealizować i mieć nadzieję na to, że twoja matka się zmieni i w końcu uleczy tą ranę, którą zrobiła. Że przyklei plasterek i wszyscy będziemy żyli długo i szczęśliwie. Spójrz prawdzie w oczy. To się nie wydarzy. Twoja matka miała 20, 30, 40 lub więcej lat na to, aby dokonać zmian w swoim zachowaniu. Ty już dorosłeś i być może stałeś się odpowiedzialny za swoje dzieci. Nie czekaj na cud!
Skieruj energię na coś, co ma prawo bytu. Kiedy zaakceptujesz fakt, że twoja matka może ci dać tylko tyle ile daje i ani grama więcej, twoje uzdrowienie może się rozpocząć, a ty możesz zacząć budować z nią relację na tym poziomie, na jakim jest to możliwe.

Krok 3 - Przeżyj żałobę po utracie nadziei.
Akceptacja faktu, że matka nie jest matką taką, jakiej potrzebujesz, musi się odbyć w zgodzie z tobą. Utrata nadziei jest równie bolesna jak utrata człowieka, dlatego pozwól sobie na odbycie żałoby, na smutek i na łzy.
Poczuj ból związany z byciem niekochanym jako dziecko. Pozwól mu wyjść na wierzch – maluj, ruszaj się, tańcz, płacz, rozmawiaj, pisz.

Krok 4 - Poznaj siebie i swoje potrzeby emocjonalne.
Nazwij je, bo tylko wtedy będziesz mógł coś z tym fantem zrobić. Odkryj swoje potrzeby emocjonalne, fizyczne, ustal co sprawia, że czujesz się bezpiecznie, czym jest dla ciebie samorozwój, jakie są twoje potrzeby duchowe i społeczne.

Krok 5 - Znajdź swój opatrunek uśmierzający ból.
Jeśli jeszcze nie masz swojej metody na to, aby się ukoić, to dobry moment, aby ją odkryć. Weź odpowiedzialność za to, aby samemu łagodzić swoje emocje. Już jesteś dorosły, nie możesz liczyć na swoją matkę. Musisz nauczyć się regulować samodzielnie. Możesz liczyć tylko na siebie.

Krok 6 - Ustal swoje granice. Na nowo.
Do tej pory twoje granice były zaburzone ze względu na obecność w twoim życiu matki, którą chciałeś mieć, a która jednak nie była postacią, której potrzebowałeś. Warto przetasować granice i ułożyć je na nowo. Jeśli w twoim życiu jest obecna matka, przede wszystkim granice powinny dotyczyć jej.
Po co to wszystko?
Aby zacząć posiadać własne życie i podążać w kierunku, który będzie dla ciebie satysfakcjonujący.

Krok 7 - Rób to, co cię uszczęśliwia.
Bez samobiczowania, bez umartwiania się i walki o względy. Kiedy odpuścisz, poczujesz niesamowitą ulgę i bardzo dużo przestrzeni dookoła.
Co z tym zrobić? Jak wykorzystać?
Ano tak, aby się uszczęśliwić. Rób to, co sprawia ci radość i satysfakcję. Oto właśnie przejąłeś stery swojego życia, wylizałeś rany i możesz rozpocząć kolejną, fascynująca podróż, bez zbędnego bagażu cierpień.

Leczenie matczynej rany to długi proces.
Nie myśl sobie, że wyrobisz wszystkie 7 punktów w jeden weekend i sprawa zakończona. To proces, który będzie trwał wiele miesięcy, a czasem nawet lat. Drzazgi będą wychodziły powoli, jedna po drugiej. O niektórych dowiesz się dopiero po dłuższym czasie.
Na końcu tej drogi staniesz się niezależną osobą, którą chcesz być.

Nadine Lu
"KIEDY WASZE DZIECI BYŁY JESZCZE W BRZUCHU, MÓWILIŚCIE IM, ŻE BĘDZIECIE JE KOCHAĆ...

Dlatego, gdy przychodzą na świat, niezależnie od tego, jak je traktujecie, UWAŻAJĄ, ŻE TO MIŁOŚĆ.

Jeśli jesteście okrutni, będą myślały, że to miłość.

Jeśli krzyczycie na nie, ignorujcie, pozostawiacie same, będą myślały, że to miłość.

Jeśli jesteście czuli i łagodni, słuchacie ich, będą myślały, że to miłość.

Jeśli będziecie trzymać je mocno, tulić i nosić na rękach, także będą myślały, że to miłość.

Będziecie uczyć swoje dzieci każdego dnia, gdy z Wami będą. A gdy ktoś inny potraktuje je tak samo jak Wy, pomyślą sobie... to jest miłość.

Dlatego uczcie je dobrze. Niezależnie od tego, czego Was nauczono." - S. Thomas

© ALCHEMIA ŚWIADOMOŚCI
Jest takie słowo, które w kontekście diagnozy, choroby, bólu czy czegokolwiek z tego obszaru, budzi w nas lęk.
Co to za słowo? To słowo to - coś.

- Coś tam jest - mówi lekarz wpatrując się na przykład w wynik badania obrazowego, a pacjent śledzi z napięciem każdy grymas jego twarzy.

- Coś tam Pani ma - orzeka lekarka sprawdzając w systemie wyniki z laboratorium - Ale nie wiemy jeszcze co.

- Wiesz, coś tam mam, ale lekarz nie podał żadnego konkretu - mówimy przez telefon, drżącym głosem, komuś bliskiemu, zaraz po wyjściu z gabinetu.
Albo: Słuchaj, mam jakieś znamię, na razie ma 2 milimetry, ale usłyszałam od dermatolog, że takie coś to się może „zezłośliwić”…

Zostajemy z tym „cosiem” sami na noc. Jedną, drugą, dziesiątą, pięćdziesiątą… 😟

Rośnie w nas niepewność, lęk, poczucie osamotnienia i niezrozumienia tego, co dzieje się w naszym ciele. I w tym właśnie czasie, generujemy sobie masę konfliktową.

Kiedy nie raz słyszałam od ludzi o „cosiu”, przychodziła mi do głowy pewna analogia: film z 1982 roku, o tym właśnie tytule. Nomen omen - thriller.
Coś - to przybysz z innej planety, który w mrocznym i surowym klimacie  Antarktydy, pustoszy w sobie tylko znany sposób załogę stacji badawczej.

Nikt nic nie wie, „Coś” jest tajemnicze, groźne, zabójcze i nie wiadomo, o co mu chodzi.

Jakoś tak podobnie, prawda?

Dlatego zachęcam kochani do samodzielnego poznawania wiedzy biologicznej, by - jeśli trzeba będzie skonfrontować się z „cosiem” - mieć już jakieś pojęcie o swoim ciele i procesach, jakie tam przebiegają.
A przede wszystkim - właściwej ich interpretacji…
Tak czy owak, życzę Wam jak najmniej „cosiów”…🌸💚

___
A już w najbliższą niedzielę o godzinie 19:00, zapraszam na darmowy live. Tym razem zajmiemy się skórą, naszym sekretnym płaszczem.
Będzie mi niezmiernie miło gościć Was w mojej przestrzeni! 🌻


https://www.facebook.com/share/wfb76sqBNAKTNDcP/